STRONA O UZALEŻNIENIACH ORAZ ŻYCIU PO SKOŃCZENIU Z NAŁOGIEM

Podróż do Szpitala – Zdunowo w Szczecinie ja i brat

Jakoś 7 lub 14 dni później brat zapytał się mnie czy z nim tym razem nie pojadę do szpitala na zdjęcie szwów więc postanowiłem że pojadę więc się umówiliśmy na piątek bo akurat wtedy miałem wolne i mi pasował ten dzień. Wchodząc do mieszkania byłem w wielkim szoku gdy otwieram drzwi a brat jeszcze leży w łóżku i go właśnie obudziłem. Podczas gdy czekałem jak się wyszukuje zrobiłem kawę i czekałem. Już wtedy zaczynała się rozwijać miedzy nami awantura kiedy zaczął mówić żebym mu przygotował papiery które ma ze sobą wziąć do szpitala. Wtedy już mnie zdenerwował bo moim zdaniem kiedy wiem gdzie że mam rano jechać i coś załatwiać to najczęściej się szykuję do wyjazdu dzień wcześniej aby rano wstać wyszykować się do wyjścia i pojechać. Ogólnie kłóciliśmy (wydzieraliśmy ) się na siebie ponad godzinę. W końcu powiedziałem że pojedziemy taksówką bo za nim tak dojedziemy to będzie ok 11 więc nie widzę potrzeby żeby tam jechać. W końcu zapytałem się go na którą godzinę jest on umówiony a on mi na to że nie jest umówiony on przyjdzie i go przyjmą już się nie odzywałem. Gdy już ruszyliśmy z przystanku w autobusie poszedłem do automatu kupić bilet wtedy on się zaczął krzyczeć i awanturować się wtedy tak mnie wkurzył że wysiadłem na trzecim przystanku. Brat pojechał dalej tym autobusem . Od razu jak wysiadłem z autobusu zacząłem do mamy dzwonić powiedziałem jak on mnie potraktował. Powiedziałem mamie że cały czas od wyjścia z domu zacząłem nagrywać żeby pokazać jak on mnie traktuje.

Mama powiedziała żeby mu mam dać swoje klucze bo nie będzie miał jak  dostać się do mieszkania. Wtedy wsiadłem w następny autobus i rozglądałem się na którym przystanku czeka na klucze.
Jak go zobaczyłem że siedzi w Dąbiu na przystanku PLAC SŁOWIAŃSKI  w stronę Kasztanowego wysiadłem z autobusu. Poszedłem na ten przystanek na którym siedział rzuciłem w niego kluczami i się oddaliłem. . Zaczął krzyczeć że jeżeli z nim nie pojadę to mu nogę amputują. Po chwili  mówię do niego czy j jedzie bo akurat podjeżdża autobus który jedzie do szpitala. Gdy wsiedliśmy do autobusu udałem się na początek i usiadłem tak aby mnie nie widział i nie wydzierał się na mnie. Gdy już byliśmy na przystanku Szpital Zdunowo raptownie brat powiedział że nie ma siły iść już dalej i że mam wezwać taksówkę. Odpowiedziałem mu że taksówkę to mogłem wezwać jak byliśmy na Osiedlu Kasztanowym bo żaden taksówkarz nie będzie jechać  kawał drogi po to aby go zawieść 500 m. Wtedy też powiedziałem mu że czekają jak przyjeżdżają z klientem do szpitala i czekają na kogoś aby nie wracać na pusto, powiedziałem że mogę iść do szpitala po wózek inwalidzki i go na wózku zawieść. Wtedy to już on wpadł w szał zaczął mi robi awanturę i wydzierać się  na mnie jak to by była moja wina że on się doprowadził do takiego stanu jaki ma teraz. Mówił że go traktuję tak samo jak matka że go mam gdzieś i nie chce mu pomóc. Mówiłem mu żeby się uspokoił bo nie jesteśmy tu sami żeby na mnie nie krzyczał. Gdy już po godzinie od drogi pokonanej na pieszo do przychodni szpitalnej poszedł się dowiadywać czy zostanie  przyjęty jak się okazało powiedziano mu że miał termin 2 tygodnie temu i teraz musi się znów zarejestrować i czekać na ustalony termin. Gdy już opuściliśmy budynek przychodni usiedliśmy przed budynkiem szpitalnym na ławce zapaliliśmy papierosa i znów mi robi wykład na temat dzisiejszego dnia podnosząc na mnie głos. Mówię do niego że mam dość dzisiejszego dnia który z nim spędziłem i jadę do domu więc pytam czy jedzie ze mną to zamówię taksówkę ale w tym momencie zaczął rozmawiać z kimś przez telefon i jak skończył powiedział do mnie że obcy ludzie potrafią bardziej pomóc niż własna rodzina. Odpowiedziałem mu że chce mu pomóc ale on nie daje sobie pomóc i mówię do niego że jak nie chce ze mną jechać to ja sobie idę……